
Violetta
Moje urodziny były naprawdę niesamowite! Od Francesci na urodziny dostałam złoty zegarek (bardzo lubię oryginalne zegarki), a od Camili – ślicznego pluszaka z imionami naszej trójki (mnie i moich najlepszych przyjaciółek) oraz ze specjalnym wierszem od rudowłosej. Od taty dostałam przepiękną, różową sukienkę, którą będę zakładała na specjalne okazje. Angie mi dała na pozór nic specjalnego, ale po namyśle, był to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam – pozytywka w kształcie fortepianu, która należała do mojej mamy. W środku pozytywki było zdjęcie mamy w bardzo podobnej sukience, którą dostałam od taty, wraz ze mną, gdy miałam na oko trzy lata.
Maxi, Andres i Broduey podarowali mi tekst piosenki, którą samodzielnie napisali, a później ją specjalnie dla mnie zaśpiewali. Była prosto z serca i co najważniejsze – była o mnie i dla mnie. León wrzucił mi do szafki karteczkę, na której było napisane: "Jeśli chcesz zobaczyć urodzinową niespodziankę, przyjdź jak najszybciej do swojego domu. León". Gdy to czytałam, serce biło mi jak szalone.
Akurat wtedy lekcje mi się już skończyły, więc wraz z Camilą i Francescą poszłam pod swój dom, gdzie na wycieraczce leżały róże – moje ulubione kwiaty. Była przyczepiona do nich karteczka: "Nie jestem pewien, czy między nami jest teraz dobrze, więc nie chcę cię zmuszać do rozmowy, ale mimo wszystko, życzę ci spełnienia twoich najskrytszych marzeń. Jeśli będziesz chciała porozmawiać: zadzwoń, napisz, lub po prostu daj jakiś znak. Przyjdę, jak najszybciej będę mógł. Zawsze możesz na mnie liczyć. A przy okazji: pozdrów Francescę i Camilę. Mocno ściskam, León".
Kwiaty lądują na drugie miejsce po pozytywce, którą dostałam od Angie. Może, kwiaty to nie był taki piękny prezent, ale cieszę się, że León nie chciał zerwać ze mną kontaktu. To liścik jest tak naprawdę tym pięknym prezentem, dzięki któremu róże trafiły na drugie miejsce.
A wracając do Angie – sama nie wiem, skąd wytrzasnęła tą pozytywkę mamy. Podobno tylko bliska rodzina mamy miała takie skarby, nawet tata nie wiedział, skąd moja nauczycielka mogła wziąć tą pozytywkę. Pytałam ją, pytał ją nawet mój tata, ale ta od razu odwracała kota ogonem. Nie mam zamiaru już jej męczyć. Dla mnie ważne jest to, że dostałam ten prezent.
A reszta? Reszta nie wiedziała o moich urodzinach. Ach, zapomniałam o Federico! Federico jest nowy w Buenos Aires, więc od niego wystarczył mi mocny uścisk i buziak w policzek. I tak wiem, że zawsze pamięta o urodzinach. Jego mama i on co roku dzwonią mi złożyć życzenia.
No i jeszcze Ludmiła i Naty... Złożyły mi tylko życzenia, ale mi to wystarczy, naprawdę, nie potrzebuję więcej. Cieszę się, że chociaż pamiętały o tym, co czyni je prawdziwymi, dobrymi koleżankami.
Kto mi nie złożył życzeń? Postawmy na Diego. Rozmawiał ze mną w dniu moich urodzin o "naszym uczuciu" (którego swoją drogą nie ma), a ja mu wygarnęłam, że i tak nigdy nie będziemy razem, skoro nawet nie wiedział, że miałam urodziny, gdy prawie całe Stud!o kręciło się wokół mnie. Był zdziwiony moimi słowami. Eh, żałuję, że w ogóle wtedy do niego zagadałam. Inaczej, nie byłoby teraz tego problemu.
Koniec o urodzinach! Nie jestem pępkiem świata. Ale z drugiej strony... Tak bardzo chcę zobaczyć Leóna i z całego serca podziękować mu za te przepiękne róże!
Maxi, Andres i Broduey podarowali mi tekst piosenki, którą samodzielnie napisali, a później ją specjalnie dla mnie zaśpiewali. Była prosto z serca i co najważniejsze – była o mnie i dla mnie. León wrzucił mi do szafki karteczkę, na której było napisane: "Jeśli chcesz zobaczyć urodzinową niespodziankę, przyjdź jak najszybciej do swojego domu. León". Gdy to czytałam, serce biło mi jak szalone.
Akurat wtedy lekcje mi się już skończyły, więc wraz z Camilą i Francescą poszłam pod swój dom, gdzie na wycieraczce leżały róże – moje ulubione kwiaty. Była przyczepiona do nich karteczka: "Nie jestem pewien, czy między nami jest teraz dobrze, więc nie chcę cię zmuszać do rozmowy, ale mimo wszystko, życzę ci spełnienia twoich najskrytszych marzeń. Jeśli będziesz chciała porozmawiać: zadzwoń, napisz, lub po prostu daj jakiś znak. Przyjdę, jak najszybciej będę mógł. Zawsze możesz na mnie liczyć. A przy okazji: pozdrów Francescę i Camilę. Mocno ściskam, León".
Kwiaty lądują na drugie miejsce po pozytywce, którą dostałam od Angie. Może, kwiaty to nie był taki piękny prezent, ale cieszę się, że León nie chciał zerwać ze mną kontaktu. To liścik jest tak naprawdę tym pięknym prezentem, dzięki któremu róże trafiły na drugie miejsce.
A wracając do Angie – sama nie wiem, skąd wytrzasnęła tą pozytywkę mamy. Podobno tylko bliska rodzina mamy miała takie skarby, nawet tata nie wiedział, skąd moja nauczycielka mogła wziąć tą pozytywkę. Pytałam ją, pytał ją nawet mój tata, ale ta od razu odwracała kota ogonem. Nie mam zamiaru już jej męczyć. Dla mnie ważne jest to, że dostałam ten prezent.
A reszta? Reszta nie wiedziała o moich urodzinach. Ach, zapomniałam o Federico! Federico jest nowy w Buenos Aires, więc od niego wystarczył mi mocny uścisk i buziak w policzek. I tak wiem, że zawsze pamięta o urodzinach. Jego mama i on co roku dzwonią mi złożyć życzenia.
No i jeszcze Ludmiła i Naty... Złożyły mi tylko życzenia, ale mi to wystarczy, naprawdę, nie potrzebuję więcej. Cieszę się, że chociaż pamiętały o tym, co czyni je prawdziwymi, dobrymi koleżankami.
Kto mi nie złożył życzeń? Postawmy na Diego. Rozmawiał ze mną w dniu moich urodzin o "naszym uczuciu" (którego swoją drogą nie ma), a ja mu wygarnęłam, że i tak nigdy nie będziemy razem, skoro nawet nie wiedział, że miałam urodziny, gdy prawie całe Stud!o kręciło się wokół mnie. Był zdziwiony moimi słowami. Eh, żałuję, że w ogóle wtedy do niego zagadałam. Inaczej, nie byłoby teraz tego problemu.
Koniec o urodzinach! Nie jestem pępkiem świata. Ale z drugiej strony... Tak bardzo chcę zobaczyć Leóna i z całego serca podziękować mu za te przepiękne róże!

Ludmiła
Życie jest takie pięknie, nieprawdaż? Eh, kogo ja oszukuję... Moje życie to jakaś katorga, odkąd zamieszkałam z moją mamą, której nie widziałam od parunastu lat. Już wiele razy wspominałam, że mojej mamie nigdy nic nie pasuje: mój ubiór, fryzura, dieta, talent... Sama nie wiem, co mogę zrobić, by jej zaimponować. Jeszcze do niedawna starałam się, by mnie choć raz pochwaliła, ale mimo tego, że robiłam postępy, ona i tak oczekiwała czegoś więcej. W końcu sobie odpuściłam, bo miałam tego zwyczajnie dość. Nie mam zamiaru zmieniać się dla osoby, która nazywa się moją rodziną, ale nie potrafi nawet docenić moich starań.
Zeszłam z pokoju na poranne śniadanie, które jak zwykle, było o ósmej (na dziewiątą trzydzieści szłam do Stud!a). Gosposia bardzo się starała, ale nigdy nie słyszałam, by się odezwała. Czyżby się bała to zrobić przy Priscilli, mojej mamie?
– Nie obżeraj się tak, Ludmiła, Matko Boska! – Usłyszałam głos mamy, kiedy smarowałam sobie masłem tosta. Pierwszego tosta. Nawet go nie ugryzłam. Nie, Ludmiła, nie denerwuj się. Nie będziesz tracić nerwów przez tą kobietę.
– Tata nigdy mi nie wyliczał, ile mogę zjeść – odpowiedziałam z nadzwyczajnym spokojem w głosie. Wiedziałam, że Priscilla (już nie mam zamiaru nazywać jej moją mamą) nienawidziła, gdy opowiadałam o zaletach taty, tym samym "oczerniając" ją samą. Mina jej zrzedła.
– Po prostu jedz i się nie odzywaj. Zobacz, nasza gosposia jakoś to potrafi. Powinnaś brać z niej przykład...
– Czemu wykręcasz kota ogonem? – spytałam. – Nie jestem już głodna.
Westchnęłam, biorąc ostatniego gryza tosta.
– Wracaj tu, Ludmiła! Masz zjeść więcej!
Po tych słowach wiedziałam, że nie powinnam brać słów mamy na poważnie. Najpierw mówiła jedno, a później drugie, więc nie mogłam połapać się w tym, co ona ma w tej głowie.
Ponownie weszłam na górę do swojego pokoju, widząc zdziwioną minę gosposi i rozwścieczoną mamę. Nie zamknęłam drzwi. Pomyślałam sobie, że może Priscilla zechce porozmawiać o mnie z gosposią. Byłam ciekawa, co o mnie myśli.
Wbrew moim rozmyślaniom, Priscilla westchnęła głośno i wyciągnęła swoją komórkę z kieszeni. Wybrała jakiś numer (nieznany mi numer) i przyłożyła słuchawkę do ucha.
– Błagam, zabieraj ją ode mnie jak najszybciej! – Od razu zrozumiałam, że rozmawiała z moim tatą. – Dlaczego? Pytasz dlaczego? Zachowuje się jak jakaś zbuntowana nastolatka, jest nie do zniesienia! Mówiłam ci, że to kiepski pomysł z zamieszkaniem z nią. Tak, wyobraź sobie, że najlepiej by było, gdyby w ogóle mnie nie poznała. Co ty w ogóle gadasz? Nie zostanie u mnie ani chwili dłużej! Niech pakuje swoje manatki i jedzie do ciebie, do Afryki! W porządku, rozumiem, że pojechałeś w delegację, ale... Dobrze. Tak, żebyś wiedział: mam lepszy pomysł. Możesz na przykład poprosić swojego braciszka, żeby się nią zaopiekował.
Chwila... Co? Tata ma brata? Nigdy nie mówił mi o swoim rodzeństwie. Zawsze mówił, że nie ma rodzeństwa, że nie ma rodziny, że nie ma już nikogo. Okłamał mnie... Okłamał mnie, czy to moja mama znowu fantazjuje?
– To, że nie utrzymujesz z nim kontaktów obchodzi mnie tyle samo, co zeszłoroczny śnieg i ty. Nie, nie przestanę cię obrażać! Będę robiła to, na co mam ochotę! Nieważne... Obojętne, co się z nią stanie, ale dziś wieczór ma opuścić moje mieszkanie, zrozumiałeś? Tak, tak, do zobaczenia. Lepiej się pośpiesz, bo jak nie, to wywalę ją za próg, na ulicę. Nie będzie ze mną mieszkała, jasne?
I się rozłączyła. Miałam ochotę zacząć płakać, chciałam przytulić się do taty, a on... On był na drugiej półkuli. W końcu stwierdziłam, że jedynym sposobem na zapomnienie o problemach jest muzyka. Tak, Stud!o to jedyne rozwiązanie.
Zeszłam z pokoju na poranne śniadanie, które jak zwykle, było o ósmej (na dziewiątą trzydzieści szłam do Stud!a). Gosposia bardzo się starała, ale nigdy nie słyszałam, by się odezwała. Czyżby się bała to zrobić przy Priscilli, mojej mamie?
– Nie obżeraj się tak, Ludmiła, Matko Boska! – Usłyszałam głos mamy, kiedy smarowałam sobie masłem tosta. Pierwszego tosta. Nawet go nie ugryzłam. Nie, Ludmiła, nie denerwuj się. Nie będziesz tracić nerwów przez tą kobietę.
– Tata nigdy mi nie wyliczał, ile mogę zjeść – odpowiedziałam z nadzwyczajnym spokojem w głosie. Wiedziałam, że Priscilla (już nie mam zamiaru nazywać jej moją mamą) nienawidziła, gdy opowiadałam o zaletach taty, tym samym "oczerniając" ją samą. Mina jej zrzedła.
– Po prostu jedz i się nie odzywaj. Zobacz, nasza gosposia jakoś to potrafi. Powinnaś brać z niej przykład...
– Czemu wykręcasz kota ogonem? – spytałam. – Nie jestem już głodna.
Westchnęłam, biorąc ostatniego gryza tosta.
– Wracaj tu, Ludmiła! Masz zjeść więcej!
Po tych słowach wiedziałam, że nie powinnam brać słów mamy na poważnie. Najpierw mówiła jedno, a później drugie, więc nie mogłam połapać się w tym, co ona ma w tej głowie.
Ponownie weszłam na górę do swojego pokoju, widząc zdziwioną minę gosposi i rozwścieczoną mamę. Nie zamknęłam drzwi. Pomyślałam sobie, że może Priscilla zechce porozmawiać o mnie z gosposią. Byłam ciekawa, co o mnie myśli.
Wbrew moim rozmyślaniom, Priscilla westchnęła głośno i wyciągnęła swoją komórkę z kieszeni. Wybrała jakiś numer (nieznany mi numer) i przyłożyła słuchawkę do ucha.
– Błagam, zabieraj ją ode mnie jak najszybciej! – Od razu zrozumiałam, że rozmawiała z moim tatą. – Dlaczego? Pytasz dlaczego? Zachowuje się jak jakaś zbuntowana nastolatka, jest nie do zniesienia! Mówiłam ci, że to kiepski pomysł z zamieszkaniem z nią. Tak, wyobraź sobie, że najlepiej by było, gdyby w ogóle mnie nie poznała. Co ty w ogóle gadasz? Nie zostanie u mnie ani chwili dłużej! Niech pakuje swoje manatki i jedzie do ciebie, do Afryki! W porządku, rozumiem, że pojechałeś w delegację, ale... Dobrze. Tak, żebyś wiedział: mam lepszy pomysł. Możesz na przykład poprosić swojego braciszka, żeby się nią zaopiekował.
Chwila... Co? Tata ma brata? Nigdy nie mówił mi o swoim rodzeństwie. Zawsze mówił, że nie ma rodzeństwa, że nie ma rodziny, że nie ma już nikogo. Okłamał mnie... Okłamał mnie, czy to moja mama znowu fantazjuje?
– To, że nie utrzymujesz z nim kontaktów obchodzi mnie tyle samo, co zeszłoroczny śnieg i ty. Nie, nie przestanę cię obrażać! Będę robiła to, na co mam ochotę! Nieważne... Obojętne, co się z nią stanie, ale dziś wieczór ma opuścić moje mieszkanie, zrozumiałeś? Tak, tak, do zobaczenia. Lepiej się pośpiesz, bo jak nie, to wywalę ją za próg, na ulicę. Nie będzie ze mną mieszkała, jasne?
I się rozłączyła. Miałam ochotę zacząć płakać, chciałam przytulić się do taty, a on... On był na drugiej półkuli. W końcu stwierdziłam, że jedynym sposobem na zapomnienie o problemach jest muzyka. Tak, Stud!o to jedyne rozwiązanie.
Federico
Może i nie znałem Ludmiły za długo, ale jedno wiedziałem: nie była szczęśliwa. Z tego, co opowiadała mi Violetta (a o Ludmile miała dużo do powiedzenia), dziewczyna kiedyś uważała się za supernovę i najlepszą w całym Stud!u, a ja nie mogłem w to uwierzyć. Przecież Ludmiła teraz chodzi całymi dniami smutna i przygnębiona. To niemożliwe, żeby jeszcze niedawno miała wybuchowy temperament, jak to ujęła Viola.
Chciałem bliżej poznać Ferro, ale ta sprawiała wrażenie niedostępnej. Nigdy nie udało mi się porozmawiać z nią sam na sam, choć chciałem, by tego dnia było inaczej. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by tylko móc porozmawiać z nią choć chwilę.
Wszedłem do Stud!a z Violettą, jednak od razu po wejściu do szkoły, dziewczyna pobiegła szukać Leóna, bo podobno miała mu coś ważnego do powiedzenia; nie wnikałem. Ja natomiast postanowiłem poszukać Ludmiły. W sali muzycznej jej nie było, w auli też nie, więc zajrzałem do sali tanecznej i stanąłem w drzwiach. Oniemiałem. Nie sądziłem, że ona tak pięknie tańczy.
Wiedziałem, że śpiewa bardzo ładnie, a że umie grać na gitarze, też zdawałem sobie sprawę, ale Violetta nie wspominała nic o tym, że Ludmiła ma taki talent taneczny. Nigdy nie widziałem tak genialnej (nie znam innego określenia) techniki, no i naturalnie wykonania. Widać było, że Ludmiła wkładała w taniec całe swoje serce. Gdy skończyła, zauważyła, że stoję w drzwiach i trochę się speszyła. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
– Pięknie tańczysz – powiedziałem, gdy ta schowała butelkę wody do swojej torby.
– To taniec towarzyski, ale nie mam partnera – wyznała, po czym westchnęła głośno.
– Solowo też daje radę. – Puściłem jej oczko, na co ta zachichotała. – Nie wiedziałem, że tak ładnie tańczysz, naprawdę. Violetta mówiła o twoim głosie, o umiejętności grania na instrumentach... Ale nie wspominała o tańcu.
– Kiedyś ktoś mi powiedział, że tańczę fatalnie. Zaczęłam ćwiczyć dniami i nocami, by tylko temu komuś zaimponować i... Nie wyszło. Wyrzucił mnie.
Na początku myślałem, że może chodzi o jej byłego chłopaka, ale ostatnie słowa jakoś "rozmazały" mi obraz sytuacji.
– Jak to "wyrzucił"?
– Z domu... Ten ktoś uważa, że jestem zbuntowana i nieznośna... Nieważne. Miło mi, że chociaż jedna osoba uważa, że choć w małym stopniu umiem tańczyć.
Miała odejść, ale ja... Ja nie mogłem jej na to pozwolić. Chwyciłem ją delikatnie za jej nadgarstek.
– Może... Zechciałabyś pójść ze mną na sok do Restó? – zapytałem pewny siebie, mając nadzieję, że mimo przeciwności (jej nie najlepszego humoru, co widziałem po jej minie) zgodzi się pójść ze mną na sok, porozmawiać.
– Jasne, tylko się przebiorę – odpowiedziała, a ja kiwnąłem głową. Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem do szatni.
Chciałem bliżej poznać Ferro, ale ta sprawiała wrażenie niedostępnej. Nigdy nie udało mi się porozmawiać z nią sam na sam, choć chciałem, by tego dnia było inaczej. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by tylko móc porozmawiać z nią choć chwilę.
Wszedłem do Stud!a z Violettą, jednak od razu po wejściu do szkoły, dziewczyna pobiegła szukać Leóna, bo podobno miała mu coś ważnego do powiedzenia; nie wnikałem. Ja natomiast postanowiłem poszukać Ludmiły. W sali muzycznej jej nie było, w auli też nie, więc zajrzałem do sali tanecznej i stanąłem w drzwiach. Oniemiałem. Nie sądziłem, że ona tak pięknie tańczy.
Wiedziałem, że śpiewa bardzo ładnie, a że umie grać na gitarze, też zdawałem sobie sprawę, ale Violetta nie wspominała nic o tym, że Ludmiła ma taki talent taneczny. Nigdy nie widziałem tak genialnej (nie znam innego określenia) techniki, no i naturalnie wykonania. Widać było, że Ludmiła wkładała w taniec całe swoje serce. Gdy skończyła, zauważyła, że stoję w drzwiach i trochę się speszyła. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
– Pięknie tańczysz – powiedziałem, gdy ta schowała butelkę wody do swojej torby.
– To taniec towarzyski, ale nie mam partnera – wyznała, po czym westchnęła głośno.
– Solowo też daje radę. – Puściłem jej oczko, na co ta zachichotała. – Nie wiedziałem, że tak ładnie tańczysz, naprawdę. Violetta mówiła o twoim głosie, o umiejętności grania na instrumentach... Ale nie wspominała o tańcu.
– Kiedyś ktoś mi powiedział, że tańczę fatalnie. Zaczęłam ćwiczyć dniami i nocami, by tylko temu komuś zaimponować i... Nie wyszło. Wyrzucił mnie.
Na początku myślałem, że może chodzi o jej byłego chłopaka, ale ostatnie słowa jakoś "rozmazały" mi obraz sytuacji.
– Jak to "wyrzucił"?
– Z domu... Ten ktoś uważa, że jestem zbuntowana i nieznośna... Nieważne. Miło mi, że chociaż jedna osoba uważa, że choć w małym stopniu umiem tańczyć.
Miała odejść, ale ja... Ja nie mogłem jej na to pozwolić. Chwyciłem ją delikatnie za jej nadgarstek.
– Może... Zechciałabyś pójść ze mną na sok do Restó? – zapytałem pewny siebie, mając nadzieję, że mimo przeciwności (jej nie najlepszego humoru, co widziałem po jej minie) zgodzi się pójść ze mną na sok, porozmawiać.
– Jasne, tylko się przebiorę – odpowiedziała, a ja kiwnąłem głową. Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem do szatni.

Francesca
Cieszę się, że Federico dołączył do uczniów Stud!a. Wreszcie będę mogła dzielić z kimś moje przemyślenia na temat Włoch, mojej rodziny i ogólnie tego, że zostawiłam wszystko tam, w Europie, gdzieś daleko. Na przykład z Camilą trudno jest mi rozmawiać o takich sprawach, skoro ona nigdy nie była zmuszona to opuszczenia swojej ojczyzny. Tęsknię za mamą i tatą. Mieszkam z Lucą. I wbrew pozorom, jest to najlepszy brat na świecie.
Violetta powiedziała, że bardzo podobał jej się prezent ode mnie, czyli zegarek. Ale nie zwykły – zegarek POZŁACANY! Pozłacany zegarek to wielki skarb. Sądzę, że Viola myśli podobnie, jak ja, ponieważ codziennie go nosiła na swojej lewej dłoni.
Nie wiem, co myśleć o Diego i Violetcie. Violetta mi powiedziała, że nic do niego nie czuje i ja jej wierzę, nie mogłaby mnie okłamać. Chodzi o to, że Diego powiedział mi, że kocha Violettę z taką pogardą w swoim głosie, którą można było wyczuć na kilometr i bardzo mnie to zabolało. Myślałam, że mogło z tego coś być.
– Francesca... – O wilku mowa! Ja naprawdę nie rozumiem, po co on chce ze mną rozmawiać. Tak naprawdę nie mamy tematów do rozmów. Zakochałam się w nim, a on mi wyznał, że kocha moją najlepszą przyjaciółką. Co tu więcej do gadania? Niech mi wytłumaczy, bo nie rozumiem. Westchnęłam cicho, po czym zatrzymałam się w półkroku. Nie odezwałam się jednak ani słowem. – Zachowałem się... Jak totalny idiota, by nie użyć gorszego określenia. Poprosiłem ostatnio Marco o poradę dotyczącą Violetty. Wiesz, chciałem wiedzieć, co zrobić, by jej zaimponować...
– Powiedz to Violetcie, a nie mnie – odezwałam się w końcu, po chwili krępującej ciszy, która z każdą chwilą narastała między nami.
– Wysłuchaj mnie do końca, proszę – odpowiedział, a ja westchnęłam głęboko, kładąc dłonie na biodrach. – Chciałem wiedzieć, co zrobić, by jej zaimponować, a Marco powiedział, że po prostu muszę o nią walczyć. I wtedy zdałem sobie sprawę... Zdałem sobie sprawę, że to nie Violetta jest dziewczyną mojego życia.
– I Marco ci to uświadomił, tak?
– Tak. Zmierzam do tego, że zdałem sobie sprawę, że to nie ona jest dziewczyną mojego życia. Ty nią jesteś.
– Za chwilę znowu Marco da ci jakąś poradę i wymienisz mnie na kolejną dziewczynę, na przykład Camilę, prawda? Dziękuję za taką "miłość".
Możliwe, że podeszłam do tej sytuacji zbyt sceptycznie nastawiona. Możliwe, że Diego naprawdę się we mnie zakochał. Możliwe, że chciałby ze mną być, ale czy ja potrafię mu zaufać po tym wszystkim? Nie jestem pewna, czy nie chce mnie skrzywdzić.
– Oboje dobrze wiemy, że nie myślisz tak o mnie. – No nie. Rozgryzł mnie. Przecież ja tak o nim nie myślę, nigdy bym tak nie pomyślała! – Właśnie zagryzłaś wargę. Znam cię i wiem, że robisz to, gdy zabrakło ci słów.
Dobra, zna mnie doskonale. Nie wiem, kiedy zdążył mnie tak poznać, skoro nie znamy się długo.
– Mogę się zgodzić na przyjaźń, ewentualnie – odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na jego poprzednie słowa.
– Więc przyjaźń – oznajmił, po czym uściskał mnie z całej siły, a ja – rozpromieniona – wtuliłam się w jego ramiona. Była to najpiękniejsza chwila w moim życiu.
Violetta powiedziała, że bardzo podobał jej się prezent ode mnie, czyli zegarek. Ale nie zwykły – zegarek POZŁACANY! Pozłacany zegarek to wielki skarb. Sądzę, że Viola myśli podobnie, jak ja, ponieważ codziennie go nosiła na swojej lewej dłoni.
Nie wiem, co myśleć o Diego i Violetcie. Violetta mi powiedziała, że nic do niego nie czuje i ja jej wierzę, nie mogłaby mnie okłamać. Chodzi o to, że Diego powiedział mi, że kocha Violettę z taką pogardą w swoim głosie, którą można było wyczuć na kilometr i bardzo mnie to zabolało. Myślałam, że mogło z tego coś być.
– Francesca... – O wilku mowa! Ja naprawdę nie rozumiem, po co on chce ze mną rozmawiać. Tak naprawdę nie mamy tematów do rozmów. Zakochałam się w nim, a on mi wyznał, że kocha moją najlepszą przyjaciółką. Co tu więcej do gadania? Niech mi wytłumaczy, bo nie rozumiem. Westchnęłam cicho, po czym zatrzymałam się w półkroku. Nie odezwałam się jednak ani słowem. – Zachowałem się... Jak totalny idiota, by nie użyć gorszego określenia. Poprosiłem ostatnio Marco o poradę dotyczącą Violetty. Wiesz, chciałem wiedzieć, co zrobić, by jej zaimponować...
– Powiedz to Violetcie, a nie mnie – odezwałam się w końcu, po chwili krępującej ciszy, która z każdą chwilą narastała między nami.
– Wysłuchaj mnie do końca, proszę – odpowiedział, a ja westchnęłam głęboko, kładąc dłonie na biodrach. – Chciałem wiedzieć, co zrobić, by jej zaimponować, a Marco powiedział, że po prostu muszę o nią walczyć. I wtedy zdałem sobie sprawę... Zdałem sobie sprawę, że to nie Violetta jest dziewczyną mojego życia.
– I Marco ci to uświadomił, tak?
– Tak. Zmierzam do tego, że zdałem sobie sprawę, że to nie ona jest dziewczyną mojego życia. Ty nią jesteś.
– Za chwilę znowu Marco da ci jakąś poradę i wymienisz mnie na kolejną dziewczynę, na przykład Camilę, prawda? Dziękuję za taką "miłość".
Możliwe, że podeszłam do tej sytuacji zbyt sceptycznie nastawiona. Możliwe, że Diego naprawdę się we mnie zakochał. Możliwe, że chciałby ze mną być, ale czy ja potrafię mu zaufać po tym wszystkim? Nie jestem pewna, czy nie chce mnie skrzywdzić.
– Oboje dobrze wiemy, że nie myślisz tak o mnie. – No nie. Rozgryzł mnie. Przecież ja tak o nim nie myślę, nigdy bym tak nie pomyślała! – Właśnie zagryzłaś wargę. Znam cię i wiem, że robisz to, gdy zabrakło ci słów.
Dobra, zna mnie doskonale. Nie wiem, kiedy zdążył mnie tak poznać, skoro nie znamy się długo.
– Mogę się zgodzić na przyjaźń, ewentualnie – odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na jego poprzednie słowa.
– Więc przyjaźń – oznajmił, po czym uściskał mnie z całej siły, a ja – rozpromieniona – wtuliłam się w jego ramiona. Była to najpiękniejsza chwila w moim życiu.

Violetta
Karteczki to coś naprawdę fantastycznego! Najpierw karteczka od Leóna wyczarowała mi przepiękne róże, które uwielbiam, a teraz, na kolejnej karteczce, która znalazła się w mojej szafce, León zaprosił mnie po zajęciach w Stud!u do parku na spotkanie. Dobra, cofam to: karteczki OD LEÓNA to coś naprawdę fantastycznego. Zwykłe karteczki to nie to samo, co karteczki od Leóna. Karteczki od Leóna są dopiero niesamowite.
Także, skoro León zaprosił mnie do parku, zgodnie z zaproszeniem przyszłam tam. León już na mnie czekał. Przywitał mnie pocałunkiem w policzek, który bardzo wiele dla mnie znaczył. Było to takie przypieczętowanie naszej przyjaźni miłości. Sama nie wiem, co w końcu między nami jest, ale chwilę później się dowiedziałam.
– Witaj, Violu – zaczął, łapiąc moją dłoń. Po chwili zachichotał, kiedy tylko zauważył rumieńce na moich policzkach. Nie skomentował tego, ale widziałam, że to przez to się zaśmiał. – Skoro przyszłaś, to rozumiem, że nie jesteś na mnie zła, prawda?
– Nie mam powodu być na ciebie zła, León. – Uśmiechnęłam się lekko, kładąc głowę na jego ramieniu. Zaczęliśmy spacerować po parku, a spacer nie miał mieć końca.
– Przeproszę dzisiaj Ludmiłę. Miałem to zamiar zrobić wcześniej, ale cały ranek tańczyła, nie chciałem jej przeszkadzać. Nawet nie wyszła na korytarz, a później... Później jej nie widziałem.
– León, ja naprawdę nie oczekuję od ciebie, byś przepraszał Ludmiłę – oznajmiłam, choć w głębi siebie byłam zadowolona, że sprawa miała taki obrót. Cieszyłam się, że León był gotowy przeprosić Ludmiłę, głównie dla mnie.
– Wiem, ale myślę, że tak będzie lepiej – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Usiądźmy.
Zdziwiłam się jego słowami, bo z tego, co napisał na karteczce, chciał umówić się ze mną na spacer. Mimo tego, usiadłam z nim na ławce. Była biała i taka... Czysta. Dziwne, co?
– Nie mogę milczeć i wmawiać sobie, że nic się nie stało. Oboje dobrze wiemy, że stało się i to dużo – powiedział, a ja zamilkłam. Zabrakło mi słów w buzi, więc czekałam, aż on zacznie kontynuować swoją wypowiedź. – Chciałbym, by między nami było dobrze. Nieważne, czy będzie to przyjaźń, czy miłość... Nie będę sobie wmawiał, że nic do ciebie nie czuję. Nawet, jeżeli nie czujesz tego samego, zawsze będę cię kochał.
Chwila... Czy on właśnie powiedział "zawsze będę cię kochał", czy się przesłyszałam? Błagam, obym się nie przesłyszała.
– Ja cię kocham i też zawsze będę cię kochała – wyznałam szczerze, przez co łzy zaczęły mi lecieć z oczu. Zawsze się wzruszałam przy takich momentach. Nikt nic nie mówił. Między nami nastała cisza, ale była to przyjemna dla uszu cisza. Zbliżyliśmy się do siebie, a ja już miałam go pocałować, gdy zabrakło mi odwagi.
Nigdy się nie całowałam i bałam się, że coś nie wyjdzie. Chciałabym, by mój pierwszy pocałunek był wyjątkowy i z wyjątkową osobą (już jestem pewna, że ta wyjątkowa osoba to León), ale świadomość, że może coś pójść nie tak, przytłaczała mnie. Gdy moje usta były tak blisko jego, oboje byliśmy zdania, że chcemy tego pocałunku – odczytałam to z jego oczu. Już miałam go pocałować, gdy w końcu musnęłam go w policzek (a tak właściwie w kącik jego ust).
Kolejna chwila ciszy, choć tym razem wolałabym, gdyby ktoś się odezwał.
– Co się stało, Violu? – spytał, podnosząc mój podbródek, a ja wtedy zobaczyłam jego zawiedzioną minę. Westchnęłam cicho. Powiedzieć mu, czy nie powiedzieć? Narobić sobie wstydu i powiedzieć prawdę, czy być "fajną" w jego oczach i go okłamać?
– Nigdy się nie całowałam – szepnęłam, prawie niesłyszalnie, ale León to usłyszał. Uśmiechnął się delikatnie. Chyba odetchnął z ulgą, że to nie z nim jest coś nie tak, że nie chciałam go pocałować.
– Naprawdę? – zachichotał cicho, ale gdy zobaczył mnie smutną, kiwającą głową, pogłaskał mnie po ramieniu, a jego mina stała się współczująca i rozczulająca. – Więc poczekam dla ciebie. To ty masz czuć się tu szczęśliwa. Nie będę cię do niczego zmuszał. A więc... Jesteśmy... Razem?
– Na zawsze. – Ani trochę nie zastanawiałam się nad moją odpowiedzią. Przytuliłam go delikatnie, a jego uścisk był najpiękniejszym, co mogłoby mnie kiedykolwiek spotkać w całym moim życiu.

Od autorki: Rozdział szósty dodany! Ogólnie, muszę zastanowić się nad dodawaniem rozdziałów w konkretne dni, bo nigdy nie wiadomo, kiedy można się tych rozdziałów spodziewać (jestem nieobliczalna, buahah!). Leónetta i Diecesca tylko z jednego powodu – Lodovica w Polsce! + Jadę na koncert Lodo! Naprawdę, to najpiękniejsza wiadomość, jaką mogłam dzisiaj usłyszeć. Serio, nie miałam zamiaru robić "szczęśliwego zakończenia", ale mam tak wspaniały humor, że, no, nie mogłam robić kolejnych kłótni i afer. Dziękuję Wam za wszystko!
Dzięki Lodo Leonetta i Diecesca! Wszyscy dziękujemy Lodo! ^^ Verdas jest tu cholernie romantyczny i taki wyrozumiały. Diecesca taka słodka aww *.* Fedemiła nam się tu kroi *-* Nie mogę doczekać się nextu! Weny życzę i dziękuję za komentarz u mnie! ;)
OdpowiedzUsuńEkhem, kolejny?! Nie to, że mi to nie odpowiada ale ja nie nadążam! Czy możesz mnie informować na GG od razu pododaniu? :)
OdpowiedzUsuńNasza księżniczka ratuje najlepsze pary! ^^ Jedziesz na koncert ze mną, zapisz to sobie. XD
Taka słodka Leonetta <3 Diego w Twoim opowiadaniu to dureń. Jak mi szkoda Ludmiły. Ogółem to nie za bardzo za nią przepadam (chociaż w 3 sezonie ją bardzo polubiłam) ale tu ją wprost kocham! Biedactwo... I co? Jego bratem jest German? xD Cóż, ja naprawdę kocham Fedemiłę i nie ważne ile razy powiem, że tak niecjest, to tak jest! Ale Zuzerico/Rugeranna i tak lepsze, remember. Ten dupek Diego... W serialu go kochałam, ale tu załamka - debil (jakaż ja niegrzeczna w weekendy). Dobrze mu powiedziałaś, Fran! Ale mu pojechała! :D Ah, te karteczki od Leona - wszystkie o nich marzymy! Boooożeee! Poryczałam się przy Leonettcie! I to w sumie dzięki Ludmi są razem. ;> Oni do siebie tak bardzo pasują! Awww...
Dziękuję za ten rozdział! Czekam na informację o następnym!
xx
Vielet
PS Przepraszam za ewentualne błędy ale piszę z telefonu. ;)
Miejsce ;*
OdpowiedzUsuń